Zjazd z Mesti dzień 2. Wzdłuż zbiornika na rzece Inguri.

9 Września 2015

Dzień przywitał nas ulewą. Padało prawie całą noc i to tak mocno, że deszcz zagłuszał szum płynącej obok rzeki Inguri. Jedyny plus deszczu był taki, że umył nam rowery, które dosyć mocno pobrudziły się w drodze do Ushguli. Jakichś  plusów trzeba się doszukać w każdej sytuacji 🙂

Do Zugdidi mieliśmy niecałe 70 km. I to teoretycznie z górki. Wiec pośpiechu z wyjazdem nie było. Chociaż po poprzednim dniu wiedzieliśmy, że na tej drodze w dół to nie zawsze znaczy to samo, a „prawie” robi ogromną różnicę.

Niespiesznie zjedliśmy sobie śniadanie. Do chaczapuri, lawasza, matsoni i jeszcze kilku dań obowiązkowo też cza-cza. Do jazdy paliwo rakietowe niezbędne. Do przejechania 70 km i do pokonania ponad 2000 m pod górkę. Tak, tak , cały czas zjeżdżamy z Mesti do Zugdidi.  O tym, że tyle będzie pod górkę nie zdawaliśmy sobie wcale sprawy. Po poprzednim dniu raczej niewiele już mogło nas zaskoczyć. 

Pogoda zrobiła się możliwa do wyjazdu około południa. Pożegnaliśmy się z naszymi gospodarzami i w drogę!  Tak z drogi wygląda miejsce gdzie się zatrzymaliśmy. Urocza rodzina, fantastyczne miejsce, smaczne jedzonko! Kasia chciałaby znów odwiedzić tę rodzinę 🙂Po drodze do przejechania mieliśmy kilka tuneli. Przy jednym z nich znaleźliśmy dowody na to kto je wybudował 😀Duża cześć drogi w tym dniu prowadziła wzdłuż zbiornika utworzonego  przez zaporę na rzece Inguri. O zaporze więcej tu: Zapora na rzece Inguri. Na zdjęciu widać ciekawe miejsce w którym utworzył się „korek” za którym woda nie jest już mętna ale błękitnie lazurowa. Zebrane przy drodze figi. Były też orzechy laskowe. Widzieliśmy transport dźwigu na barce na drugą stronę zbiornika. Holownik robił mnóstwo hałasu.
Przydrożna pasieka obok baru, w którym zatrzymaliśmy się na obiad. Spotkaliśmy tam grupę polaków którym poleciliśmy nocleg w Mesti u Mirandy. Wiemy, że z niego skorzystali i bardzo im odpowiadał 🙂 Pozdrawiamy!Od tego miejsca zaczynają się najładniejsze widoki. 

Widać już zaporę. 

W końcu naprawdę dłuuuuugi zjazd aż do Jvari ჯვარი. Zjazd był rewelacyjny ale „skończył” mi się na nim tylny hamulec i przez kolejne dni miałem do dyspozycji tylko przedni. Hydrauliczne hamulce tarczowe to nie jest najlepszy wybór to takiej jazdy. Jak coś nawali to bez serwisu nic się nie poradzi.

Za Jvari jeszcze tylko kawałek pod górkę i potem już cały czas delikatnie z górki do Zugdidi. Między Jvari a Zugdidi mija się kilka cmentarzy. Wyglądają one często jak na załączonym zdjęciu. Takie domki stoją dlatego że za zdrowie zmarłego trzeba wypić i warunki atmosferyczne nie mogą w tym przeszkadzać 🙂 Po odwiedzinach na cmentarzu zostawia się też zawsze trochę picia i jedzenia przy grobie.

Przy świeżym grobie full zastawa 🙂  W Zugdidi zatrzymaliśmy się ponownie w „Zugdidi Hostel”.

Mestia - Zugdidi - Tartak - ZugdidiJak widać na wykresie do 30 km cały czas pod górkę. Potem to już ziuuu w dół!

W Zugdidi na kolację poszliśmy podobnie jak tydzień wcześniej do restauracji Diaroni polecanej przez miejscowych. Jedzenie rzeczywiście pyszne. Ceny „normalne”. Polecamy.  Zauważyliśmy że bardzo dużo Gruzinów zamawia w tej restauracji jedzenie na wynos.

Diaroni Restauracja Zugdidi

Dioroni Restauracja Zugdidi 2


Dodaj komentarz